Oleska Gazeta Powiatowa. Miesięcznik społeczno-kulturalny. Wydawca: COCON Systemy Komputerowe.

OLESKA GAZETA POWIATOWA
Na lisa!
Hubertus w Borkach
W stadninie koni w Borkach Wielkich co roku odbywa się doroczny bieg św. Huberta. W tym roku było to w sobotę 19 października.
      Nazwa gonitwy pochodzi od świętego Huberta - belgijskiego biskupa żyjącego w latach 655 - 727. Legenda mówi, że nawrócił się w czasie polowania, kiedy to ujrzał jelenia z krzyżem jaśniejącym między rogami, który przemówił do niego, wzywając do porzucenia pogaństwa. Wspomnienie św. Huberta przypada na dzień 3 listopada. Jest patronem myśliwych, leśników, jeźdźców i koni. Kult świętego narodził się w belgijskich Ardenach, rozprzestrzenił się w Zachodniej Europie w XI wieku. Powstawały bractwa jego imienia. Z nim wiąże się tradycja specjalnych mszy, konnych pochodów i polowań. W Polsce odbiciem tradycji polowań konnych jest bieg myśliwski zwany krótko "Hubertusem".
      Warto dodać, że w Anglii do dziś odbywają się konne polowania na lisy ze sforą psów. Polowania te są bardzo okrutne. Lis jest rozszarpywany przez psy na oczach jeźdźców. Tradycja tych polowań sięga połowy XVIII wieku. We Francji w ten sposób polowano na jelenie. W Polsce polowanie jest całkowicie symboliczne, bez psów, a "lisem" jest jeden z jeźdźców, który ma przyczepioną lisią kitę do prawego ramienia. Polowania organizuje się u nas od połowy października do połowy listopada.
      Jak wyjaśnia Ryszard Bayer, właściciel stadniny, bieg św. Huberta został zorganizowany w Borkach Wielkich po raz szósty. Co roku też do startu zgłasza się coraz więcej jeźdźców. W roku ubiegłym było ich 28, na tegoroczny bieg zgłosiło się 34 jeźdźców z różnych klubów jeździeckich. W finałowej gonitwie wystartowało 25 jeźdźców.
      Hubertus w Borkach rozpoczął się w godzinach popołudniowych. Jeźdźcy zgromadzili się przed ołtarzem polowym przy kościele parafialnym na krótkim nabożeństwie. Jak podkreśla Ryszard Bayer, hubertusowe nabożeństwa organizowane są od pierwszej gonitwy w 1997 roku. Po sygnale z rogu myśliwskiego grupa prowadzona przez mastera, czyli prowadzącego bieg, ruszyła ulicami Borek w kierunku stadniny. Master, Wacław Pelczar, ubrany był w strój klasyczny, czyli czerwony frak, białe bryczesy, czarne buty jeździeckie, rękawiczki, a na głowie toczek. Część jeźdźców ubrana była w stroje obowiązujące na zawodach, część w stroje tzw. dżentelmeńskie, czyli marynarkę, bryczesy, czarne buty. Co roku w gonitwie uczestniczy też grupa miłośników jazdy konnej w stylu western ubranych w typowe stroje kowbojskie. W tym dniu jeźdźcy nie zapominają też o swoich wierzchowcach. Koń i jego rząd lśnią czystością, niektórzy dodają też ozdoby: wstążki, warkoczyki, itp. Aż do finałowej pogoni za lisem jeźdźcom nie wolno wyprzedać prowadzącego grupę mastera. Po przybyciu do stadniny master zgłosił właścicielowi gotowość do rozpoczęcia gonitwy, a ten poczęstował wszystkich startujących odrobiną szlachetnego trunku. Po strzemiennym i wspólnej przejażdżce w padoku nastąpiła finałowa pogoń za lisem.
     Również w trakcie gonitwy jeźdźcy muszą wykonywać polecenia mastera przekazywane za pomocą rogu myśliwskiego. W kierowaniu gonitwą mastera wspomagał Andrzej Pręcikowski. W tegorocznej gonitwie "lisem" był Piotr Zmorek, zwycięzca biegu sprzed roku. Galopady jeźdźców za uciekającym lisem to niewątpliwie najbardziej widowiskowa część gonitwy, tym bardziej, że "lis" może chronić się przed pogonią w odpowiednio przygotowanych ze snopów słomy "lisich norach". Lisią kitę zerwała uciekającemu, czyli zwyciężczynią gonitwy została młoda amazonka Aleksandra Wilk. Ona też będzie "lisem" (lisicą? - red.) w przyszłym roku.
      - Konno jeżdżę od dziesięciu lat - powiedziała nam pani Ola. - W pogoni za lisem startowałam już po raz ósmy. Po raz pierwszy lisią kitę udało mi się zerwać przed dwoma laty. Dziś zwyciężyłam po raz drugi. Na co dzień jeżdżę konno w stadninie koni w Sosnowcu.
      Tradycyjnie gospodarze stadniny, Sylwia i Jan Gajdowie, zadbali również o inne atrakcje dla uczestników biegu i licznie zgromadzonych widzów. Można się było raczyć grzanym winem, grochówką, pieczonym prosiakiem, nie mogło zabraknąć myśliwskiego bigosu. Wieczorem bawiono się na zabawie tanecznej.
      Tydzień wcześniej podobną gonitwę zorganizowano z myślą o młodzieży. Startowało 16 młodych ludzi ze znaczną przewagą amazonek.
      Hubert Imiołczyk (OGP 47 / listopad 2002)
Drukuj stronę
     GÓRA