Nie tylko w drewnie...
"Czym jest piękno nie wiem. Prawdziwa sztuka tkwi w naturze. Kto ją może z niej wydobyć, ten ją posiada." (Albrecht Duerer)
W marcu i kwietniu oleskim muzeum czynna była wystawy rzeźb dobrodzieńskiego artysty, Stanisława Kowalczyka, na co dzień dyrektora Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Gosławicach. Podczas otwarcia wystawy rozmawialismy z artystą OGP: Ma pan wykształcenie rolnicze. Czy taka wiedza pomaga panu w pracy artystycznej? Stanisław Kowalczyk: To prawda. Zaczynałem od technikum rolniczego. Potem dostałem się na Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie, ale po 4 miesiącach ze względów rodzinnych musiałem przerwać naukę. Kiedy zacząłem studia jeszcze raz, wybrałem jednak rolnictwo. Nie żałuję. Uważam, że jest to fantastyczna dziedzina wiedzy, która pozwala człowiekowi na ciągły kontakt z przyrodą. I właśnie z niej czerpię motywy do swoich rzeźb. OGP: Jakie materiały wykorzystuje pan najczęściej w pracy? SK: Kocham drewno. Uważam, że Jest piękne samo w sobie. Gdy zauważę jakiś fragment drewna, to go obrabiam, poleruję tak długo, aż zaczyna błyszczeć. Nie używam do tego lakieru, czasami jedynie naturalnych wosków. Chętnie sięgam również po metal, szkło, kamień. OGP: Czy tworzy pan swoje rzeźby na podstawie wcześniej przygotowanych projektów, czy są to kompozycje naturalnie ukształtowanych elementów? SK: Różnie to bywa. Czasami jest tak, że zainspiruje mnie na przykład jakiś fragment, detal drewna lub kamień i potem nad tym pracuję. Najczęściej Jednak przygotowuję szkice, projekty. Nie są to rzeźby w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, nie są wykute w kamieniu czy ulepione z gliny. Są to kompozycje różnych elementów. Prawie wszystkie są przeze mnie obrabiane, ale czasami efekt końcowy jest zaskoczeniem nawet dla mnie. Podam przykład - rzeźba "Gasnące słońce". Nad tym jednym kawałkiem drewna,
który został wkomponowany w rzeźbę, pracowałem blisko półtora roku. Ługowałem je, gotowałem, wydobywałem z niego słoje, potem traktowałem różnymi chemikaliami, płukałem w wodzie destylowanej. Pierwotnie drewno pomalowane było farbą, tzw. holenderskim złotem. W pewnym momencie zauważyłem, że w miejsce farby pojawia się dziwna patyna, jak pleśń. Być może jest to efekt jakiejś reakcji. Chemikalia, których |1 wcześniej użyłem, zaczęły za mnie coś robić. To spowodowało przypadkowy, niekontrolowany proces, który nadal trwa i powoduje, że rzeźba żyje i własnym życiem. I to mnie bardzo It cieszy. OGP: Ile czasu pracuje pan nad jedną zeźbą? SK: Czasami rok, czasami 4, 5 lat.
OGP: Która z rzeźb zajęła panu najwięcej czasu?
SK: Nie potrafię tego powiedzieć. Bywa tak, że mam pomysł, który we mnie dojrzewa, chodzę z tym, odkładam, szukam materiałów. Jak znajdę - robię, później przerabiam, odchodzę od tego. Niektóre z moich rzeźb nie zostały nigdy skończone, ponieważ ciągle coś w nich zmieniam. OGP: Czy oprócz rzeźbiarstwa ma pan inne zainteresowania? SK: Lubię odnawiać stare meble. Zajmujemy się tym wspólnie z żoną. Poza tym trochę projektuję. Współpracowałem z kilkoma stolarzami. Ostatnio przerzuciłem się jednak na metal. Na prośbę moich znajomych zająłem się projektowaniem metalowych mebli. Na razie są to próby. Chcemy, aby nie były to artystyczne, pojedyncze egzemplarze, ale sztuka użytkowa. Myślę o zaprojektowaniu takich mebli babuni - stylizowanych na retro metalowych etażerek, kręconych krzeseł, umywalek. Być może już niedługo uda się nam je zaprezentować na jakiejś wystawie. OGP: Na koniec: ile pana zdaniem kosztuje sztuka współczesna? SK: Tyle, ile ktoś za nią zapłaci. OGP: Dziękujemy za rozmowę. Rozmawiała Mariola Flank (OGP 53 / kwiecień 2003)
GÓRA
|