Komentarz subiektywny
"Negatyw" albo skutki niezależności
Cieszy, gdy na liście, gdy w powiecie pojawia się nowy tytuł prasowy. Nie jest to radość bezinteresowna, po prostu ciekawsze są wtedy przeglądy prasy. Ostatnio lista lektur wzbogaciła się o praszkowski "Negatyw".
Pierwszy ukazał się w kwietniu. Z podtytułu wynika, że jest to "miesięcznik niezależny". Tego rodzaju deklaracje prowokują, by zapytać, od kogo niezależny? A od kogo zależny? Odpowiedź (prędzej czy później) pojawi się na łamach, mamy więc powód, by "Negatyw" czytać. Co nieco wyjaśnia się już w pierwszym numerze.
Redakcja upatruje zapewne przejawów swej niezależności w publikowaniu artykułów takich, jak ten o Gminnym Centrum Informacji, z którego wynika, że z utworzeniem praszkowskiego centrum coś było nie tak, a tropy prowadzą do SLD i praszkowskiego ratusza. Stąd wniosek, że redakcja niezależna jest od pieniędzy płynących akurat z tego kierunku. To dość normalne, bowiem tak już jest z prasą gminną i powiatową, że w całej Polsce dzieli się ona na anty i proratuszową, przy czym zmiany orientacji bywają kadencyjne.
Dalece bardziej interesująca wydaje mi się niezależność wykazana przez "Negatyw" w zupełnie innym miejscu. Otóż w "Apelu do dżentelmenów" pada tam słowo nieledwie na prowincji zakazane. To - a kysz, a kysz - prezerwatywa. Wymienienie tego słowa w obecności szkolnej dziatwy skutkuje w najlepszym razie naganą dla wymieniacza. Natomiast osobnika, który chciałby ciekawskiej młodzieży przedstawić instrukcję obsługi tego diabelskiego urządzenia, czekają konsekwencje dużo, dużo poważniejsze, z odwiedzinami w urzędzie pracy włącznie. A "Negatyw" wyraźnie sugeruje, że miejscowa ludność urządzenia tego masowo używa !!!
Do lektury dalszych numerów "Negatywu" będę zasiadał z ciekawością, patrząc, co to z tej niezależności wyniknie.
Jonasz Szewczyk (OGP 54 / maj 2003)
GÓRA
|