Nowy rok rozpoczął się ostrym mrozem. Mijały dni i tygodnie, a zima nie ustępowała. Najstarsi nie pamiętali tak bezlitosnej zimy. Do kwietnia nie było mowy o pracach polowych. Pozostało więc niewiele czasu na prace polowe, brakowało też rąk do pracy na roli. Na szczęście ludzie pomagali sobie wzajemnie, tak że obsiano wszystkie pola. Po ostrych zimowych mrozach przyszła susza. Były okolice, że od Zielonych Świątek do września nie spadła kropla deszczu. Zboża chociaż małe wcześniej dojrzewały. Mimo późnych zasiewów żniwa przyspieszono. Zbiory nie były zadowalające. Dzięki Bogu, u nas było trochę lepiej. Owszem była susza ale jednak od czasu do czasu trochę popadało. Dlatego żyto obrodziło nie najgorzej. Słabo wypadły zbiory owsa, za to zebrano dużo ziemniaków.
Ciężkim ciosem dla naszego kościoła było zarekwirowanie dzwonów [Cztery dzwony o łącznej wadze 1225 kg zamontowano w wieży kościelnej w 1911 roku. Wykonała je firma z Memelingen. Poświęcone zostały 19 lipca 1911 roku - red.]. 27 czerwca z powiatu otrzymaliśmy polecenie dostarczenia trzech dzwonów. Jeden mógł nadal pozostać w wieży, służąc do dzwonienia na alarm. Musieliśmy oddać "Św. Franciszka" (605 kg), "Najświętszą Maryję Pannę" (263 kg) i sygnaturkę (30,5 kg). Pozostawiono "Św. Jadwigę" (377 kg). Sygnaturkę zdemontowano, pozostałe dzwony ze względu na wielkość trzeba było rozbić. Zadanie to wykonał przybyły z Panewnik brat Meinart. Była to niewdzięczna i smutna praca. Dzwony jęczały od bezlitosnych uderzeń młota. Niestety, nie mieliśmy innego wyjścia. Baliśmy się też, że zdemontowanie dzwonu wybijającego godziny uszkodzi niedawno zamontowany w wieży mechanizm zegarowy.
Więcej szczęścia mieliśmy z organami. Władze wojskowe rekwirowały również z organ cynowe piszczałki. Zniszczono w ten sposób organy w wielu kościołach. Nasze piszczałki były tylko z cynku, mogły więc pozostać.
Również w czerwcu otrzymaliśmy polecenie ojca prowincjała, by poddasze zaadaptować na pokoje dla kleryków. W przyszłości do naszego klasztoru miał być przeniesiony nowicjat. Zadanie to nie było łatwe. Trudno było o materiały budowlane, jeszcze trudniej o robotników. Prace posuwały się więc bardzo wolno. Zadanie ukończyliśmy dopiero w połowie października.
Tak jak w latach poprzednich, pomimo wojny, prowadziliśmy szeroką działalność duszpasterską. Kontynuowaliśmy prace przy wystroju kościoła i obejścia.
W 1917 roku na froncie poległo 4 mężczyzn z Borek. Wszyscy byli kawalerami.
Tłumaczenie z języka niemieckiego: o. Metody Grzesiek OFM
Opracowanie redakcyjne: Hubert Imiołczyk (OGP 55 / czerwiec 2003)
GÓRA