Pidżama Porno
Byliśmy, jesteśmy będziemy
Zespół Pidżama Porno wystąpił w Praszce 31 maja. W praszkowskim MGOK-u zagrali: Grabaż - głos, Kozak - gitara, głos, Dziadek - gitara, głos, Kuzyn - bębny, Julo - gitara basowa. Z Grabażem rozmawialiśmy tuż przed koncertem...
Agnieszka Karlak: Przez pewien okres czasu zespół grał tzw. zaangażowaną muzykę...
Grabaż: Graliśmy coś takiego w czasach, które tego wymagały. Była głęboka komuna, tak a nie inaczej się myślało, tak a nie inaczej się robiło; więcej rzeczy się nie robiło, niż robiło. To był proces przez bojkot.
AK: A jak się czujesz na obecnym rynku, który bardziej jest skomercjalizowany i cała twórczość zależy od funduszy?
G: Mówisz o rynku muzycznym czy ekonomicznym?
AK: Muzycznym.
G: W ogóle nie czuję się na rynku muzycznym, ponieważ nie uważamy się za część rynku muzycznego. Nazywamy się Pidżama Porno i, podejrzewam, podążamy własną drogą.
AK: Ale jesteście jednak słuchani, nawet w takiej małej Praszce Mimo że nie można was usłyszeć w mediach - ludzie was słuchają. Zadowoleni jesteście w ogóle?
G: Byliśmy, jesteśmy, będziemy - tak to właśnie można ująć.
Edyta Wesoła: Ale nie zależy wam na medialności?
G: Nie, wiesz, to nie jest kwestia, czy nam zależy, czy nie zależy. Tę całą medialność mamy generalnie w dupie i na tym to się wszystko zasadza; żeby jeszcze być do końca uczciwym i mówiącym prawdę, to media też nas mają w dupie, ale żyjemy w takim kraju, gdzie mając taką pozycję, jaką my mamy obecnie, jest to wykonalne, czyli możemy normalnie funkcjonować, grać koncerty, wydawać płyty, robić sobie teledyski, funkcjonować na obrzeżach tego rynku, nie czując się jego częścią.
EW: Właśnie ukazała się wasza koncertowa płyta "Koncertówka 2". A kiedy ukaże się płyta z nowymi utworami?
G: Zaczęliśmy pracować. Jeszcze trochę wody musi w rzekach, upłynąć zanim się zmaterializuje.
EW: Jaka będzie? Możesz coś powiedzieć?
G: Jak nagrywasz płytę, to wygląda to tak, że wsiadasz do łodzi i próbujesz przepłynąć mniejszą lub większą wodę. W tym przypadku będzie to olbrzymia woda, w związku z tym, kiedy wsiadamy do łodzi, nie widzimy jeszcze tego, co jest po drugiej stronie rzeki, bo to bardzo daleko. Dopiero trzeba do tej łodzi wsiąść i przepłynąć trochę dystansu - jak dystans będzie przepłynięty, wtedy będzie coś widać i będziemy mogli powiedzieć coś więcej.
EW: Jesteś, w oczach fanów, poetą rockowym. Z czego czerpiesz pomysły, co cię inspiruje?
G: Zewsząd czerpię. Skąd się tylko da.
EW: Co chciałbyś robić po zakończeniu kariery muzycznej?
G: Szczerze? Pewnie bym się powiesił! Nie wiem, wiele rzeczy mógłbym robić. Mam wiele fachów w ręku
ślusarzem nie mógłbym być, bo brzydzę się metaloznawstwem, metaloplastyką. Dziesięć lat pracowałem w radiu jako dziennikarz, jestem nauczycielem historii, jestem dyrektorem do spraw Public Relations w Fundacji 750-lecia Lokacji Poznania, tak że mój problem nie polega na braku pracy, mój problem polega na braku czasu.
AK: Wyborem jest zespół. Czy zespół zawsze był stawiany na pierwszym miejscu? Wiedziałeś, że będziesz tworzył, grał w zespole i będzie to najważniejsze?
G: W pewnym okresie tak, później nie i teraz znowu tak.
EW: Jaką radę dałbyś młodym, początkującym zespołom. Co jest ważniejsze, tekst czy muzyka?
G: W tych sprawach nie ma Wujka Dobra Rada. Każdy po prostu musi robić to, co czuje. I z tego czucia, z tego robienia po jakimś czasie może się coś wyłonić. Nie musi. Myśmy na swój czas czekali lat dziesięć, na pierwszą płytę czekaliśmy lat dziesięć, wszystko to u nas trwało bardzo, bardzo długo. Bardzo dużo czasu nam to zajęło, ale nauczyliśmy się czekać i do dzisiaj wychodzi nam to najlepiej.
AK: Czekanie?
G: Tak.
EW: Wolicie grać koncerty na świeżym powietrzu czy "zamknięte"?
G: W maju zdecydowanie na powietrzu.
EW: Występujesz w szapoklaku ..., czy wiąże się z nim jakaś historia?
G: Taka, że zakładam go na głowę wtedy, gdy wychodzę grać koncert. To już chyba piąty szapoklak, który mam. Pierwszy kupiłem od kominiarza, a później wyczaiłem jedyne miejsce w Polsce, gdzie się takie szapoklaki produkuje, i tam się zaopatruję. Ten, który będę miał dzisiaj, jest stary. Prawdopodobnie oddam go na jakąś aukcję WOŚP. Przedostatni poszedł za trzy tysiące.
AK: A jaki masz stosunek do dziennikarzy? Męczą cię, tak jak my teraz?
G: Wy jesteście piękne panie, tak że mnie nie męczycie, ale generalnie nie mam pozytywnego stosunku do dziennikarzy.
AK: Nie będziemy więc dłużej cię męczyć.
EW: Dziękujemy za rozmowę.
G: Też dziękuję pięknie.
Rozmawiały: Agnieszka Karlak i Edyta Wesoła (Letni Magazyn Kulturalny OGP 56-57 / lato 2003)
"Nie ukrywamy, że tego koncertu najbardziej się baliśmy. Kapkę wyżej opisaliśmy jak wyglądają koncerty w miejscowościach, które nie są duże. Był koniec maja, na dworze upał wielki, a koncert miał się odbyć w sali domu kultury i w dodatku był biletowany. Z naszego doświadczenia wiemy, że to nie mogło się udać. Rozczarowaliśmy się okrutnie! Sala była pełna, atmosfera w środku dużo gorętsza niż na zewnątrz - no i zagraliśmy ponad dwie godziny. Żeby było weselej - powiemy, że organizacją koncertu zajął się Andrzej, który w Praszce jest radnym! Spisałeś się na medal! Po koncercie odbyliśmy przemiłą imprezkę z organizatorami, z kapelami, które grały wtedy z nami no i ... sympatycznie było - co tu dużo ukrywać. Ocena: (9,6)" (ze strony internetowej pidzamaporno.art.pl) |
GÓRA
|