33-letni Martin Cichon z Kolonii opowiada o stosach kapci w polskich domach
So hier bin ich, czyli Niemiec w Polsce
Nie rozumie, dlaczego Polacy tęsknią za komuną. Przecież 20 lat temu na ulicach stały tu czołgi, a na półkach w sklepie stał tylko ocet - przypomina. Jego rodzice wyjechali z Polski do Niemiec, on przyjechał tu z powrotem.
Wielu Oleśnian zna zapewne z widzenia Martina Cichonia. Pochodzący z Kolonii 33-latek wykładał przez trzy lata w oleskiej filii Nauczycielskiego Kolegium Języków Obcych.
Świniobicie i kołacze
Pierwszy raz przyjechał do Polski, kiedy miał trzy lata. Odwiedził wtedy z rodzicami mieszkającą koło Głogówka babcię. Miał wrażenie, jakby przyjechał do jakiegoś baśniowego kraju. Wydawało mu się, że w Polsce nie ma żadnych miast. Są tylko lasy, przez które jedzie się z wioski do wioski. Z tych odwiedzin zapamiętał dokładnie dwie rzeczy: śląskie świniobicie i ogromne ilości pieczonego kołacza.
Z Kolonii do Opola
Kiedy zaczynał studiować na uniwersytecie w Kolonii geografię, Polska przestała być komunistycznym krajem. Martin Cichon dla celów naukowych zwiedził wtedy Kraków, Warszawę i Gdańsk. Pracę magisterską poświęcił Opolszczyźnie. Po studiach przez dwa lata pracował jako nauczyciel w Niemczech. W 1998 roku przyjechał do Opola, gdzie zaczął wykładać w Nauczycielskim Kolegium Języków Obcych.
Na piwku w Oleśnie
W 1999 roku, kiedy Olesno stało się częścią Opolszczyzny, NKJO otworzyło swoją filię w Oleśnie. Jednym z wykładowców, którzy przyjeżdżali do Olesna, był właśnie mgr Martin Cichon. Zajęcia odbywały się w salach oleskiego ogólniaka oraz ekonomika. Po całym dniu nauki Martin Cichon szedł ze studentami na piwko do Aleksandry lub do Hotelu Olesno.
Olesno kojarzyło mu się z prowincjonalnym niemieckim miasteczkiem z lat 60. Schludne domy, cicha atmosfera i nieśmiali ludzie, z którymi trudno było nawiązać kontakt.
Martin Cichon zwiedził również stare drewniane kościółki, które uważa za największą atrakcję turystyczną ziemi oleskiej.
100 par kapci
Martin Cichon przyznaje, że im dłużej żyje w Polsce, tym bardziej przyzwyczaja się do tutejszych zwyczajów. Wciąż jednak śmieszą go lub irytują niektóre sprawy.
Niezwykle śmieszy go zwyczaj zdejmowania butów, kiedy przychodzi się do kogoś z gościną. Doprowadza do paradoksalnych sytuacji, kiedy w przedpokoju w szafce na buty leży sto par kapci w rozmaitych rozmiarach. Wszystko po to, aby znaleźć odpowiednie kapcie dla każdego gościa.
Góra na talerzu
Do niezwykłych sytuacji dochodzi też przy polskim stole. Bardzo kłopotliwe jest mniemanie, że odmowa przy poczęstunku odbierana jest jako obraza dla gospodyni. Gościowi ładuje się na talerz góry jedzenia, nie troszcząc się wcale, jakie potrawy lubi i że wcale nie jest aż tak wygłodzony.
Inne problemy mają Polacy przy niemieckim stole. Otóż Martin Cichon zauważył, że w Polsce należy kilka razy namawiać do jedzenia, a dobrze wychowany gość standardowo odmawia. Dialogi typu: "Proszę się częstować!", "Nie, dziękuję. Jestem po obiedzie." słyszy się w każdym domu.
Inaczej jest w Niemczech. Niejeden Polak, goszczący w niemieckim domu, kładł się spać głodny jak wilk. Dlaczego? Kiedy odpowiedział zgodnie z przyzwyczajeniem: - Dziękuję, nie jestem głodny, Niemiec zrozumiał to dosłownie i nie nalegał dłużej.
Polska w Europie
Martina Cichonia niezmiernie cieszy fakt, że 1 maja 2004 roku Polska stanie się integralną częścią Unii Europejskiej. Uważa zresztą, że Polska od zawsze była częścią Europy. Zwraca jednak uwagę na kilka spraw, która trzeba zmienić. Po pierwsze, ludzie muszą myśleć bardziej po europejsku. Powinni zwracać uwagę na to, co łączy ich z Europą, a nie na to, co dzieli. Cichoniowi nie podoba się również nastawienie Polaków do polityki. Denerwują go stwierdzenia typu: "rządzą ci, którzy dorwali się do koryta, więc i tak niczego nie da się zrobić". Dopóki ludzie nie ujmą sterów władzy we własne ręce, Polska nie będzie w pełni demokratycznym krajem.
Sprechen Sie Polnisch?
Zaraz po przyjeździe do Opola Martin Cichon zaczął uczyć się intensywnie języka polskiego. Jakie są efekty? Oddajmy głos samemu Cichoniowi: Pięć lat temu moje umiejętności języka polskiego byli bardzo ograniczone: jeden, dwa trzy, dzień dobry, do widzenia, przepraszam
Teraz wydaje mi się, że to jest trochę lepiej. Oglądając telewizję, rozumiem ok. 90%.To zależy, co oglądam. "Teleexpress" to jest trudniejszy program, jak "Wiadomości".
Widzimy zatem, że mimo drobnych błędów, polszczyzna Martina Cichonia jest niemal perfekcyjna.
Tu jest moje miejsce?
Przyjeżdżając w 1998 roku do Opola, Martin Cichon miał pozostać tu tylko przez rok. Tak jednak spodobało mu się na Opolszczyźnie, że ciągle przedłuża swój pobyt i nie zamierza wracać do Niemiec. Czyżby pokochał stosy kapci w przedpokojach i góry jedzenia na talerzu?
Felix Braun (OGP 59 / listopad 2003)
Od 60. numeru "OGP" co miesiąc będzie się ukazywać felieton w języku niemieckim autorstwa Martina Cichona.
GÓRA
|