Oleska Gazeta Powiatowa - ARCHIWUM
Olesno, Lasowice Wlk, Dobrodzień, Praszka, Gorzów Śląski, Radłów, Rudniki, Zębowice


Przy wigilijnym stole
      O śląskich tradycjach opowiada Maria Kwaśna z Borek Wielkich

     Wigilia Bożego Narodzenia - dzień wyjątkowy. Dzień pozostający we wspomnieniach, szczególnie tych z dzieciństwa
     Wspomnieniami o wigilii z swojego dzieciństwa podzieliła się z nami Maria Kwaśna z Borek Wielkich, wieloletnia kucharka w tamtejszym klasztorze franciszkanów.
     Święta w mojej rodzinie - mówi pani Maria - pamiętam jako dni radości. Do świątecznego stołu zasiadało zawsze czternaście osób. Miałam sześć sióstr i pięciu braci więc było zawsze gwarno i wesoło - wspomina.
     Przygotowania rozpoczynały się wczesnym rankiem
     Dzień wigilijny od wczesnego rana przebiegał pod znakiem przygotowań do uroczystej wieczerzy. Mężczyźni kończyli drobne prace gospodarskie i przygotowywali zapasy dla inwentarza na święta. W kuchni dowodziła mama, pomagały jej starsze siostry, więc także i ja. Od rana moczono w mleku z makiem bułki na makówki, tarto konopie na siemionkę. Ilość przygotowywanych potraw zależna była od zamożności rodziny.
     Przy wigilijnym stole..., ale bez opłatka
     Nie przestrzegaliśmy rygorystycznie zwyczaju przygotowywania 12 dań. Na stół pod obrus kładliśmy siano - to miało zapewnić pomyślność gospodarstwu w nadchodzącym roku. Mama zawsze ustawiała też dodatkowe puste nakrycie dla nieznajomego przybysza. Momentem, od którego rozpoczynaliśmy wieczerzę wigilijną, było ukazanie się pierwszej gwiazdy na niebie. Do wieczerzy zasiadaliśmy bardzo głodni, bowiem obowiązywał całodzienny post. Przed rozpoczęciem posiłku, wspólnie, na głos, odmawialiśmy modlitwę. W dzieciństwie nie znałam natomiast zwyczaju dzielenia się opłatkiem.
     Siemionka, karp. makówki
     Pierwszym daniem była u nas zupa zwana siemionką. Była to polewka z konopi z mąką pszenną spożywana z ugotowaną kaszą. Nie wszystkim siemionka smakowała, więc w niektórych rodzinach zamiast niej podawano zupę grzybową.
     Zawsze w domu przygotowywaliśmy potrawy z ryb, najczęściej był karp. Do tego ziemniaki, za omastę było masło oraz kiszona kapusta. Surówek w dzisiejszym znaczeniu nie było.
     Kolejną potrawą, bez której nie wyobrażam sobie wigilii - snuje swoją opowieść pani Maria - były makówki, czyli drożdżowe bułki zamoczone w mleku z mielonym makiem. Do kolacji wigilijnej podawany był też zawsze kompot z suszonych owoców: śliwek, gruszek lub jabłek. Po latach poznałam jeszcze jedną śląską potrawę wigilijną - moczkę. Jest to gotowany w ciemnym piwie piernik kasztelański wraz z bakaliami, podawany w konsystencji budyniu..
     Po wieczerzy ojciec potrawami wigilijnymi częstował inwentarz. Ja wraz z siostrami sprzątałam po wieczerzy. Dopiero po kolacji zapalały się świeczki na choince, choinką był żywy świerczek, drzewek sztucznych nie znano. Choinka poza świeczkami przystrojona była wykonanym domowym sposobem łańcuchem z kolorowych bibułek, papierowymi aniołkami i owocami. Zawieszaliśmy też kupione w sklepie, małe kolorowe bombki. Zawsze przy choince ustawialiśmy figurki z szopki: Świętą Rodzinę, pastuszków, trzech króli, owieczki, wołu i osła.
      Prezenty? Tylko na talerzach!
     Po wieczerzy szczególne emocje przeżywało młodsze rodzeństwo oczekując na prezenty do Dzieciątka. Był u nas zwyczaj kładzenia pod choinkę pustych talerzy, później właśnie na nich otrzymywaliśmy prezenty. Wieczór wigilijny był też zawsze czasem wspólnego kolędowania. Każdego roku szliśmy do kościoła na pasterkę, tam podziwialiśmy, każdego roku inną, szopkę budowaną przez franciszkanów. Po powrocie z pasterki, głodni, sięgaliśmy ponownie po potrawy wigilijne.
     Na świąteczne śniadanie mama co roku piekła struclę. Była to długa słodka bułka drożdżowa, przekładana masą makową. Podczas świąt mieliśmy też zawsze śląskie pierniki. Często było tak, że po raz pierwszy piekliśmy je już na Mikołaja, a przed świętami po raz drugi.
     Święta spędzaliśmy zawsze w domu, w gronie rodziny, przy wspólnym śpiewie kolęd oraz zabawach na śniegu, bo nikt w tamtych latach nie wyobrażał sobie świąt Bożego Narodzenia bez śniegu - kończy swa opowieść pani Maria
     Wspomnień wysłuchał Hubert Imiołczyk (OGP 36/2001)