O BOĆKU, CO NA ZIMĘ NIE ODLECIAŁ Ta historia zaczyna się latem: 15 sierpnia do gospodarstwa państwa Kucharzów wprowadził się nowy mieszkaniec - bocian. Krystyna Kansy-Kucharz na co dzień jest pielęgniarką szkolną w Gorzowie Śląskim. - Tego dnia jechałam do Praszki - mówi - Zobaczyłam bociana, który stał w polu. Gdy wracałam, on nadal tam był. Postanowiłam przyjrzeć mu się z bliska. Podchodzę, patrzę, nie ucieka. Był kulawy, więc wzięłam go ze sobą. Pani Krystyna zadzwoniła do Opola, do ZOO. Weterynarz zajmujący się ptactwem powiedział jej o warunkach w jakich musi żyć ptak, co trzeba mu podawać do jedzenia. ZOO nie byłoby w stanie przyjąć zwierzęcia z powodu trudnej sytuacji finansowej. No i pani Krystyna postanowiła zatrzymać boćka.
Zaprzyjaźniła się z nim cała rodzina, a szczególnie córka pani Krystyny - Paulinka, To ona przynosiła bocianowi dżdżownice i żaby. Bocian jadł jej z ręki. Starał się, aby nie zrobić jej krzywdy. Dziewczynka nazwała go Klekotek. Gdy było ciepło, mała rozkładała koce na podwórzu, a Klekotek podchodził do niej, kładł jej się na kolanie i pozwalał głaskać. Tak oto bocian stał się domownikiem.
To dla niego na zimę przygotowano specjalne zapasy. Była wołowina pocięta drobno, tak aby wyglądem przypominała robaka. Drzewa specjalnie przycięte, aby ptak mógł zbudować sobie gniazdo.
Niestety, przyszedł fatalny dzień 4 listopada. Rano rodzina pojechała do kościoła. Gdy wrócili, nie było już bociana. Nikt nic nie widział. - Pytałam listonosza, czy nie widział go na innych podwórkach - mówi ze smutkiem pani Krysia. - Być może ktoś go sobie wziął, jako atrakcję dla swego gospodarstwa. Przecież opieka nad takim ptakiem wymaga specjalnych starań. Może bocian się odnajdzie lub znudzi się temu, kto go sobie wziął. Gorzej, że bociek mógł być porwany, a następnie zabity i wypchany. W Niemczech cena takiego wypchanego ptaka wynosi 300, 400 marek.
Wszyscy, wraz z Paulinką czekali na powrót Klekotka. Bo to przecież niemożliwe, by ktoś mógł zrobić krzywdę tak sympatycznemu zwierzęciu, prawda? - powtarzali sobie wszyscy.
Minął miesiąc. To dzieci poinformowały panią Krystynę o tym, że boćka widziano w innym gospodarstwie. Pani Krysia pozostawiłaby go tam, ale nie miał w nim godziwych warunków. Stwierdziła, że Klekotek musi wrócić. Nareszcie Paulinka jest szczęśliwa, teraz już nie zerka w dal szukając swego przyjaciela. Trzymamy kciuki za całą rodzinę i boćka oczywiście...
Tomasz Słodki (OGP 37/STYCZEŃ 2002)