Oleska Gazeta Powiatowa. Miesięcznik społeczno-kulturalny. Wydawca: COCON Systemy Komputerowe.

OLESKA GAZETA POWIATOWA
Olenowela, odc. 30.
Z wizytą u państwa Oleskich , czyli: "...i co my teraz zrobimy..."
     To było sobotnie popołudnie. Słońce wyglądając co chwila zza otoczonych lekko pomarańczową zorzą chmur próbowało ogrzać ziemię i przypomnieć chociaż trochę lato, które odeszło już ponad miesiąc temu. Przenikliwy wiaterek ostrymi szpileczkami wdzierał się pod nie zawsze jeszcze porządnie dopięte okrycia przechodniów i powodował zimne, przebiegające od stóp do głów dreszcze, które w najgorszym razie mogły skończyć się nawet grypą.
      Nasze oleskie osiedle zaczęło powoli zapadać w jesienno-zimowy sen, otulając się z wolna warstwą smogu, który będzie tak tu trwał aż do wiosny. Mieszkańcy przygotowywali swoje posesje do nadchodzącej, zdecydowanie smutniejszej pory roku. Do piwnic i garaży powędrowały białe namioty, stoliki i krzesła. Pochowano kaczuszki, bociany i krasnale, których nosy były i tak czerwone bez względu na porę roku. Powoli wyrywano kwiatki. Robiło się coraz smutniej.
      Jakby na przekór całemu światu w domu Oleskich było dzisiaj gwarno.
      A zaczęło się to tak:
      W piątek oleską uliczką szedł sobie Piotruś. Wracał ze szkoły. Malec kroczył niedbale i powoli, ciągnąc za sobą po ziemi worek z butami. Jego rozczochrana czupryna i lekko podbite prawe oko świadczyło o wysokim zaangażowaniu w poznanie nie tylko ciemnych zakamarków wiedzy, ale także kolorowych tajników życia. Rozdarta nogawka zawieszonych poniżej pępka spodni, wystająca spod kurtki bluza i niedomknięty plecak wyraźnie dowodziły, że malec w szkole czuł się już pewnie i beztrosko. Na jego pochylonej, jaśniejącej anielską dobrocią i diabelskim zaciekawieniem buzi czaił się czuły i dyskretny uśmieszek. Piotruś niósł bowiem ze sobą swój skarb. Największy skarb, jaki udało mu się dotychczas zdobyć. Skarb ten ukryty był pod połami rozchełstanej kurtki i był nim młody kotek, który zanim dał się złapać, a potem zasnął pod dość grubą tkaniną, nieźle podrapał po rękach naszego pierwszoklasistę. Piotruś szedł do domu w przekonaniu, że nie da sobie nikomu tego skarbu odebrać ...
      Po oczywistej burzy z piorunami, która wybuchła po powrocie malca, malutki i niewinny zwierzak zaszył się w najciemniejszy i najwyższy kącik domostwa i zasnął. W sobotę od rana postanowił pokazać się gospodarzom z jak najlepszej strony ...
      Właśnie kroczył dumny w stronę stojącej w kuchni miski z mlekiem, gdy znalazł się w zasięgu wilgotnych i czujnych nozdrzy Aresa. Psisko wystartowało gwałtownie i niespodziewanie. Mruczek - bo takie imię nadał kotu Piotruś - był jednak szybszy. Zręcznym susem wskoczył na stół, a stamtąd na głowę Krystyny burząc jej przed chwilą ułożoną fryzurę.
      - Nie przejmuj się! Traktuję Cię tylko jako przystanek... - miauknął do swojej nowej właścicielki i dał susa na kuchenną szafkę.
      - Ratunku!!! - krzyczała rozczochrana pani Oleska.
      - Auuu!!! - wył Ares, który skończył swą szarżę wbijając z potężną siłą swój psi nos w drzwi lodówki.
      - Co się stało? - spytał pan Oleski, który wybiegł z piwnicy.
      - Mam dość tych naszych zwierzaków! - żaliła się mężowi Krystyna - popatrz, co ten kocur zrobił z moimi włosami!
      - Jak można mieć pretensje do tak sympatycznego kiciusia? - rzekł dobrotliwie Jan - Popatrz, on się biedny trzęsie ze strachu. Kiciuś, kiciuś, kici, kici... - pocieszał stworzonko. - Ares! Ty zabójco! Marsz ze mną do piwnicy! - strofował psa schodząc na dół.
      Tu znalazł się znowu przy piecu, w którym lekko przygasło. Zaaferowany ostatnimi wydarzeniami, niewiele myśląc sypnął kilka łopat węgla. Być może nie zrobił tego zbyt fachowo... Nieświadom swego błędu wziął się do rąbania drewien na rozpałkę. Po pewnym czasie zerknął na termometr na piecu. Rtęć układała się w dolnej strefie stanów średnich. Gdy gwałtownym i nieprzemyślanym ruchem otworzył dolne drzwiczki, jego uszu dobiegł charakterystyczny i źle wróżący pomruk wydobywający się z czeluści pieca. Błąd goni błąd. Odruchowo docisnął drzwiczki. W tym samym momencie na wysokości jego oczu otworzyła się klapka w górnych drzwiczkach i ciemna sadza w sekundzie pomalowała mu twarz w bardzo osobliwe grafitti. Zerwał się do wyjścia odprowadzany złośliwym wzrokiem Aresa.
      - O matko!!! - krzyknęła na jego widok Krystyna.
      - Pierona! Przez tego kota przygasło mi w piecu i zobacz...
      - Co ty chcesz od naszego niewinnego i bezbronnego kiciusia? Lepiej idź do łazienki i się umyj.
      Tymczasem "niewinny kiciuś" otrząsnął się ze stresów i postanowił odreagować. Już od pewnego czasu obserwował papugę, która niecierpliwie miotała się w klatce. Ptak czuł zagrożenie. Nie wiedział poza tym, w jaki sposób i w jakim języku dogadać się z kotkiem, który zaczął przeistaczać się w tygryska. Z szafki do klatki nie było daleko...
      - Alarrrm!!! Rrratunku!!! - wrzasnęła papuga na widok Mruczka, który skoczył na klatkę. Tym razem kot się przeliczył. Ostre pazurki omsknęły się po prętach i mały myśliwy spadł na podłogę. Postanowił jednak ponowić próbę. Hop! - stół. Hop! - lodówka. Hop! - szafka i hooop!!!
      - Achtung!!! Flugtiger!!! Weck!!! Arrres, Arres rratuj!!! - darło się ptaszysko. Kot ponownie spadł, wdrapał się na szafkę i oceniał sytuację. W kuchni pojawił się szczekający przeciwnik. Zeskok na ziemię mógł być niebezpieczny. Trzeba było wyeliminować psa. Tu nieświadomym sojusznikiem okazał się znowu człowiek.
      - Cicho Ares!!! - krzyczała z pokoju Krystyna. Pies się uspokoił i położył. Na to czekał Mruczek. Zręcznie skoczył czterema uzbrojonymi w pazurki łapkami na grzbiet psiaka i po chwili wyjeżdżał na nim jak kowboj na byku do przedpokoju. Pędzący na oślep Ares nie dostrzegł wchodzącej do domu starszej pani. Zanim nastąpiło nieuniknione zderzenie, kiciuś zwinnie zeskoczył z rączego rumaka i uciekł do pokoju za rogówkę.
      - Ten pies ma naprawdę poziom inteligencji mojego zięcia... - biadoliła teściowa próbując wstać.
      - Rrrellanium! Rrrelanium! - darła się w niebogłosy sfrustrowana papuga...
      * * *
      Zapadł wieczór. Mruczek spał w piwnicy, Ares w budzie, papuga przeniesiona i zamknięta w sypialni majaczyła nerwowo przez sen. Piotruś łykał łzy w łóżku, czuł bowiem, że będzie chyba musiał rozstać się ze swoim skarbem.
      Olescy siedzieli w kuchni.
      - Krystian mówił, że jak wróci pojutrze to zabierze kota do siebie - zaczął Jan - u niego w obejściu Mruczkowi nie będzie źle ...
      - Jasiu, Piotruś płacze... - zripostowała Krystyna.
      - I co my teraz zrobimy...?
      EGO (OGP 59 / listopad 2003)


Drukuj stronę
     GÓRA