Oleska Gazeta Powiatowa. Miesięcznik społeczno-kulturalny. Wydawca: COCON Systemy Komputerowe.

OLESKA GAZETA POWIATOWA
Olenowela, odc. 31.
Z wizytą u państwa Oleskich, czyli bigos dla tatusia...
     To było kolejne sobotnie popołudnie. Słońce uśmiechało się radośnie poprzez chmury zmrożone rześkim, zimnym tchnieniem późnej jesieni. Myśliwi powoli kończyli swój sezon łowiecki dojadając pieczone dziki, przegryzając kiełbasą lub pasztetem z saren. Wędkarze spotykali się coraz rzadziej nad stawami, w których pływały coraz bardziej leniwe ryby, a coraz częściej w cichych ustroniach klubów wędkarskich, gdzie przy kufelku zimnego piwa opowiadali o tegorocznych trofeach. Gdzieś daleko - w Karpatach, stare niedźwiedzie kładły się do zimowego snu.
      Na naszym, znanym, pokrytym osławionymi dymem z domowych kotłowni, oleskim osiedlu panowała cisza. Cóż się dziwić? Ani pogoda, ani szczególna pora roku, ani inne ważne wydarzenie nie skłaniały ludzi do opuszczania domostw i gnania w szeroki lub wąski świat.
      Olescy ten dzień postanowili spędzić w domu. Rano sprzątali dom, a po południu zamierzali pomóc dzieciom w odrabianiu lekcji. Pani Krystyna - Ani w nauce przyrody, a pan Jan chciał z Piotrusiem kolejny raz poćwiczyć pisanie alfabetu i cyferek. Spodziewali się również wizyty rodziny Rosenbergów , która miała być miłym i spokojnym ukoronowaniem przedświątecznego dnia.
      Właśnie pan Jan usiadł z Piotrusiem przy kryklaniu mniej lub bardziej koślawych hieroglifów, a Ania otworzyła książkę w oczekiwaniu na mamę, gdy rozległ się dzwonek, a po otwarciu drzwi w progu stanęła jedna z sąsiadek - pani Katarzyna. -Pani Krysiu! Słyszałam, że macie dobry bigos. Może dalibyście mi trochę dla mojego tatusia. Tatuś ostatnio czuje się nie najlepiej i bigosik dobrze mu zrobi - powiedziała bezceremonialnie wchodząc do kuchni. - Och usiądę sobie i chwilę odpocznę - dodała ściągając płaszcz.
      - Och zapraszam panią, ale na chwilkę, bo zaraz musze z Anią odrabiać lekcje. Ma pojutrze poważną klasówkę z przyrody - powiedziała Krystyna, nie chcąc wyrzucić gościa i jednocześnie dać mu do zrozumienia, że jest trochę zajęta.
      - Oczywiście, ja tylko na chwileczkę - mitygowała ją Katarzyna - ależ nie będę specjalnie przeszkadzać, wypiję tylko kawkę, jeśli pani mi ją zrobi, i zaraz uciekam... Ania właśnie schodziła po schodach, aby przynaglić mamę, gdy usłyszała głos pani Katarzyny i zrozumiała, że dzisiaj musi się uczyć sama. Ale wiedziała też, że bez mamy nauka przyrody nie ma sensu. Z nieukrywaną więc radością wróciła do swojego pokoju, włączyła komputer i zaczęła grać w "Hugo". W pokoju obok Piotruś wylewał łzy walcząc z linijkami w zeszycie i niemożliwie skrobiącym piórem. Wszystkie graficzne potknięcia wyłapywane były przez niemiłosiernie skrupulatnego ojca. Według niego, za niezbyt wydęte brzuszki w "B", krzywe nóżki w "A" i zwichrowaną pałeczkę w "t" malec miał już do końca życia szlaban na lody, zabawę z kolegami ograniczony dostęp do komputera tylko do trzech kwadransów dziennie.
      Tym zmaganiom ojca z synem przysłuchiwała się w kuchni papuga. Nie dość, że posiadała ptasi instynkt, to jeszcze była nad wyraz wścibska i darła się wniebogłosy: - Tyrrran! Dzieciożerrrca! Grruboskórny pedant ! Palant !!!
      - Ale miłe zwierzątko.... - skomentowała ptasią tyradę siedząca tuż obok pani Katarzyna. - Pani Krystyno, proszę o następną kawę, może to śliczne zwierzątko jeszcze się odezwie. Ach..., gdyby pani mogła podarować papugę dla mojego tatusia...
      - No cóż pani Kasiu..., papuga jest mojej mamy, tylko siedzi u nas, bo twierdzi, że mimo wszystko tutaj czuje się lepiej. - delikatnie oddaliła temat Krystyna. Zapędy pani Katarzyny przerwał dzwonek do drzwi. Ledwo się uchyliły, wpadł przez nie psotny Krzyś, a za nim, stukając szpileczkami i pachnąc "Pret-a-porter", weszła Irmgarda - stara znajoma pani Krysi.
      - Co?! Znowu się gościsz!? - krzyknęła groźnie na Katarzynę.
      - Nie, nie, co ty, ja tylko po bigos dla tatusia... - stuliwszy się odparła opita jak bąk oleską kawą Katarzyna i żegnając się z Krystyną wyszła na zewnątrz.
      - Ona wiecznie u wszystkich przesiaduje! - bezceremonialnie oznajmiła gibając się na swoich obcaskach "madame pret-a-porter": - Krzysiu! : możesz się pobawić z Piotrusiem ile chcesz!
      - Miło Irmo, że przyszłaś... - przywitała koleżankę Krystyna.... - Wiesz mam trochę mało czasu, bo umówiliśmy się z Rosenbergami i muszę właśnie przygotować sałatkę i pokroić ciasto i wędliny..., odrobić z Anią lekcje i wstawić rosół na jutro.
      - Ech, my tylko na chwileczkę. - odparła Irmgarda - ale, wiesz co... - zrób mi kawę..., a ty Krzysiu baw się z Piotrusiem, bo mamy mało czasu.
      Krzyś pobiegł na górę, a po chwili zszedł stamtąd pan Jan, któremu przerwano wykład na temat wypukłości i rozmiarów brzuszków w dużym "B".
      -Jasiu, jak miło, że cię widzę! - zakrzyknęła "Madame pret-a-porter" i wypiła duszkiem ostatni łyk kawy. - Krysiu, zrób mi jeszcze jedną! Popatrz, jak Krzyś się pięknie bawi! - dodała słysząc niemiłosierne wrzaski dochodzące z góry. Dowodem udanej zabawy malców były połamane autka, które raz po raz spadały z piętra po schodach.
      W czasie tego całego rozgardiaszu rozległ się kolejny dzwonek do drzwi i po chwili weszli Rosenbergowie. W mig ocenili sytuację:
      - Janie, może my po prostu przyjdziemy jutro? - spytał się Achim.
      - Nie, co ty! Czekaliśmy na was cały dzień. Wchodźcie!
      - Wchodźcie, wchodźcie! - Krzyknęła Irmgarda. - Ja już wychodzę.
      - Krzysiu! Idziemy!!!
      - Nieeeeee!!! - odparł z góry Krzysio.
      - To może jeszcze napiję się kawy...? - klapnęła na krzesło Irmgarda.
      - Zrobię wszystkim, a ty Janie weź otwórz barek i poczęstuj gości. - odparła Krystyna.
      * * *
      Zapadł bardzo późny wieczór. Rosenbergowie już dawno poszli do domu. W kuchni siedział Jan, Krystyna i Irmgarda. Ania czekała nadal na mamę z otwartą książką. Piotruś z Krzysiem zrzucali po schodach kolejne zdemolowane zabawki. Jan, który nie mógł zdzierżyć tego, że za chwilę jego syn zostanie bez autek i samolotów, głośno zbeształ malców.
      - Janie! Dlaczego tak krzyczysz na Piotrusia...! - oburzyła się Irmgarda - ja na swoje dziecko nigdy nie podniosłam głosu! - i dodała - Krzysiu! - Idziemy!
      - Nieeeeeeee!!! - rozległo się z góry.
      - No dobrze... - odparła bezstresowo wychowywanemu synowi pani "pret-a-porter". - Krysiu! - to zrób mi jeszcze kawę ...
      * * * Było już sporo po północy. Ania spała w kuchni przy stole z nosem wciśniętym w książkę między obrazkami z jamochłonem i pantofelkiem. Piotruś demolował z kolegą swój pokój.
      Papuga - chyba pierwszy raz w życiu - ze zrozumieniem patrzyła na swojego pana. Irma przekonywała Krystynę o zaletach bezstresowego wychowania dzieci. Do drzwi zapukała Katarzyna:
      - Krysiu, daj jeszcze bigosu dla tatusia ...
      - Jak śmiesz o tej porze nachodzić obcy dom ! - oburzyła się na jej widok Irma. Ania spała nadal...
      EGO (OGP 60 / grudzień 2003)


Drukuj stronę
     GÓRA