Oleska Gazeta Powiatowa

OLESKA GAZETA POWIATOWA
Ein Deutscher in Polen Martin Cichon Niemiec w Polsce
Was heißt hier "Deutsch"?!
      Oh je, was haben sich die Verantwortlichen der deutschen Minderheit denn dabei gedacht, einen deutschen Kulturmonat auszurufen? Vielmehr waren die "deutschen Kulturtage" der misslungene Versuch, schlesische Perspektiven "einzudeutschen". Wenn man nicht in der Lage ist, attraktive Kulturangebote anzubieten, dann sollte man lieber die Finger davon lassen.
      Nach meiner Rückkehr aus dem diesjährigen Sommerurlaub musste ich mit Schrecken feststellen, dass der durchaus zu begrüßende Vorschlag, einer dilettantischen Umsetzung gewichen war. Als deutscher Staatsbürger, der nunmehr bereits 6 Jahre in Polen lebt, fühle ich mich durch diese "Kulturtage" keinesfalls repräsentiert. Und das hängt nun nicht unbedingt damit zusammen, dass das Durchschnittsalter der Mitglieder der deutschen Minderheit um einiges höher liegt, als das meinige. Immerhin fingen die Tage mit dem Highlight einer Kunstvernissage in der Oppelner Philharmonie an. Die Bilder des zeitgenössischen Künstlers Michael Ernst aus Dresden überzeugten, trotz des bedauernswert schlechten Zustands der Ausstellungsfläche. Das sich an die Vernissage anschließende Konzert, von den Verantwortlichen als Aufführung "deutschromantischer" Klänge gepriesen, entpuppte sich als turnusmäßiges Inaugurationskonzert der Musiksaison 2004/2005. Und spätestens bei Rimsky-Korsakow konnte von deutscher Kultur keine Rede mehr sein! Abgesehen von einigen politischen Vertretern, traf man auch nur wenige Angehörige der deutschsprachigen Minderheit im Oppelner Schlesien. Dem nicht genug. Bereits einen Tag später, lud die Kulturabteilung zum "Oktoberfest" in Dziergowice ein. Glanzpunkt "deutscher" Kultur sollte mal wieder das unvermeidliche "Proskauer Echo" sein. Hier handelt es sich wohl eher um ein Abkupfern durchaus erfolgreicher Fest-Formate aus Bayern, gepaart mit samstäglicher Fernsehunterhaltung ("Heimat Melodie").
      Die Reklameausstellung im Freilichtmuseum Bierkowice beschäftigte sich mit der polnischen, realsozialistischen Vergangenheit, als dass Aspekte deutscher Werbewelten präsentiert wurden. Und auch die restlichen Veranstaltungen dürften eher wenig mit deutscher Kultur zu tun haben.
      Vielmehr sind die "deutschen Kulturtage" der misslungene Versuch, schlesische Perspektiven "einzudeutschen". Sie leisten jedoch keinen zeitgemäßen Beitrag zur deutschen Kulturlandschaft. Das Programm wirkt wenig professionell, inhaltlich schlecht durchdacht, zeitlich zu sehr gestreckt und äußerst zusammengeschustert. Verstärkt wird dieser Eindruck durch die Tatsache, dass die Verantwortlichen die Informationsplakate nur in polnischer Sprache angefertigt haben.
      Über Kultur lässt sich sicherlich streiten, aber wenn man nicht in der Lage ist, attraktive Kulturangebote anzubieten und zu präsentieren, dann sollte man lieber die Finger davon lassen.
      Martin Cichon (OGP 9 /69/ 1-15 listopada 2004)
I co tu jest "niemieckie"?!
      Ojej, ciekawe, co sobie myśleli członkowie Mniejszości Niemieckiej, ogłaszając Miesiąc Kultury Niemieckiej? "Niemieckie Dni Kultury" były raczej nieudaną próbą "zniemczenia"śląskiej perspektywy. Jeśli nie jest się w stanie zaproponować atrakcyjnej oferty kulturalnej, to już lepiej trzymać od tego łapy z daleka. Po moim powrocie z tegorocznego letniego urlopu musiałem ze strachem stwierdzić, że ta ze wszech miar chwalebna inicjatywa padła ofiarą dyletanckiej realizacji. Jako obywatel Niemiec, który przy tym już od 6 lat mieszka w Polsce, nie czuję się w żadnym wypadku reprezentowany przez owe "Dni Kultury". I niekoniecznie ma to związek z tym, że średnia wieku członków Mniejszości Niemieckiej jest troszkę wyższa, niż ilość moich wiosen.
      Co prawda Dni Kultury Niemieckiej rozpoczęły się od świetnego wernisażu sztuki w budynku Filharmonii Opolskiej. Obrazy współczesnego artysty Michaela Ernsta z Drezna były przekonujące, mimo godnego pożałowania przygotowania tej wystawy. Zaraz po wernisażu odbył się koncert, przed którym prowadzący zapowiadali "niemieckie dźwięki romantyzmu". Okazało się jednak, że jest to po prostu normalny koncert inauguracyjny muzycznego sezonu 2004/ 2005. A już przy Rimskim-Korsakowie nie może być chyba mowy o "kulturze niemieckiej"!
      Nie licząc polityków z mniejszości, na koncercie nie widać było członków niemieckojęzycznej mniejszości Śląska Opolskiego. Mało tego, zaraz na następny dzień spece od kultury zwołali ludzi na "Oktoberfest" do Dziergowic. Gwoździem "niemieckiego" programu miał być znowu nieśmiertelny zespół "Proskauer Echo". Mamy tu więc do czynienia z mieszanką słynnych bawarskich "festów" i sobotnich programów telewizyjnych ("Heimat Melodie"!).
      Wystawa reklamy w skansenie w Bierkowicach przedstawiała raczej polską, socrealistyczną przeszłość, niż aspekty świata niemieckiej reklamy. Również pozostałe imprezy miały raczej niewiele wspólnego z niemiecką kulturą. "Niemieckie Dni Kultury" są raczej nieudaną próbą "zniemczenia" śląskiego punktu widzenia. W żadnym razie nie wnoszą niczego aktualnego do krajobrazu niemieckiej kultury. Program jest mało profesjonalny, treściowo źle opracowany, czasowo zbyt rozwleczony i najwyraźniej spartaczony. To wrażenie potęguje również fakt, że plakaty informacyjne sporządzono tylko w języku polskim.
      To prawda, że można się spierać w sprawach kultury. Jeśli jednak nie jest się w stanie się zaproponować atrakcyjnej oferty kulturalnej, to lepiej trzymać od tego łapy z daleka.
      tł. MD (OGP 9 /69/ 1-15 listopada 2004)
Drukuj stronę
     GÓRA