Olenowela, odc. 34.
Z wizytą u państwa Oleskich, czyli... fałszywy akord
To było spokojne sobotnie popołudnie. Niebiosa, korzystając zapewne z ferii zimowych, udały się na narty do Aspen, Salt Lake City lub Madonna di Campillo, bowiem na świecie zapanował istny chaos. Zaraz po ostrych mrozach, w pierwsze dni przerwy w nauce, śnieg spłynął po oleskich ulicach obfitymi strumieniami. Następnie zapanowała swoista huśtawka temperatur. Słońce i chmury, jakby nie wiedząc, co mają robić, bezładnie przepychały się po niebie. Dopiero pod koniec drugiego tygodnia spadł śnieg, aby znowu się stopić. Po mieście biegali zdezorientowani ludzie, którzy ubierali się albo zbyt ciepło, albo za cienko. Ręce zacierali lekarze, których poczekalnie pełne były kichających i kaszlących pacjentów. W domu państwa Oleskich panowała lekko nerwowa atmosfera. Stwarzały ją dzieci, które spędzając końcówkę ferii w domu nudziły się niemiłosiernie i wymyślały różne dziwne zabawy. Hitem sezonu był p pomysł założenia zespołu muzycznego. Ania jako tako . brzdąkała na gitarze, a jej koleżanka Alicja próbowała stawiać pierwsze kroki w grze na instrumentach klawiszowych. Pół biedy, gdy próba odbywała się w domu Alicji. Wtedy Jan i Krystyna mieli spokojne popołudnia. Dużo gorzej było, gdy dziewczyny wnosiły keyboard na piętro domu Oleskich. Wtedy do duetu włączał się Piotruś, któremu na gwiazdkę pan Rosenberg przywiózł z Niemiec flet. Trudno było właściwie powiedzieć, co panu Achimowi strzeliło do głowy, ale prezent to prezent. Piotruś był szczęśliwy. Każdy, przyprawiający domowników o dreszcze dźwięk, który udało mu się wydobyć z drewnianego instrumentu, budził zachwyt w młodym, aczkolwiek jeszcze nieopierzonym muzyku. Nic z tego, że Ares wył, a papuga, która miała słuch niemal absolutny, nerwowo miotała się po klatce klnąc po niemiecku (Donnervetter, das ist verfluchte musik!). Piotruś był wniebowzięty. Grał! A przy=najmniej tak mu się wydawało. Rodzice zaciskając zęby próbowali to wytrzymać. No cóż, było to ich ukochane dziecko, a nie robiło przecież nic zdrożnego. Ale ich wytrzymałość dobiegła kresu. Właśnie dzisiaj rano, po Piotrusiowej i próbie pan Jan miał pojechać z żoną na zakupy. Wpół ogłuszony wyszedł z domu i wsiadł do samochodu. Wyjeżdżając z garażu zaczepił o framugę bocznym i lusterkiem i urwał je. Po powrocie usiadł w fotelu, włączył wideo i przestał się i odzywać. Aby ulżyć mężowi w mękach, pani Krystyna po obiedzie przygotowała aromatyczną kawę i podała ciasto, ale nic. Jan nadal nic nie mówił. Wtedy właśnie dziewczyny wtaszczyły ponownie keyboard na górę i rozpoczął się koncert. Po chwili z góry rozległ się płacz Piotrusia. - Uaaaa! Tatuś, one nie pozwalają mi ze sobą grać! Mówią, że ja fałszuję, a ja nie fałszuję!'! Tatuś, zrób coś! Ponieważ pan Oleski bardziej przypominał pomnik zasłużonego oleśnianina, niż żywego ojca, sprawą postanowiła się zająć pani Krystyna. Poszła na górę, aby pogodzić zwaśnione strony. Na rezultat mediacji nie trzeba było długo czekać. Zapanowała błoga cisza. Była ona Jak balsam kojący najbardziej palące rany. Z kuchni słychać było skrzekotanie papugi i ciężkie sapanie Aresa, które w porównaniu z poprzednim hałasem przypominały najpiękniejsze utwory Haendla, Straussa i Schumanna. W tym kwieciu spokojnych nutek pani Krystyna, niczym leśna nimfa, spływała po schodach na dół. Padające przez okno na klatce schodowej promyki słońca rozczepiały się w jej złocistych włosach i pieściły opakowane gdzieniegdzie przez dzieci ściany, tworząc wokół tej pięknej, smukłej i czasami spokojnej postaci jasną i ciepłą poświatę. Ledwo jednak Krysia dotknęła swoją, niemal niebiańską nóżką podłogi na parterze, w ową harmonię światła, ciszy i chwilowego nastroju wdarł się dysonans. - Och, to nic jeszcze, to Ania chyba źle chwyciła akord durowy - pomyślała Krysia i poszła do kuchni zmywać naczynia. W mieszkaniu znowu zapanowała cisza. Nieczysty dźwięk powtórzył się znowu. Zawtórował mu przesterowany keyboard. Teraz gitara rozpoczęła nową melodię, w takt której Jan, siedzący dalej w fotelu, zaczął nerwowo trząść głową. W szarpiące skołatane nerwy dźwięki strun wdarła się, ni to w takt, ni to w rytm, nierówna solówka grana nieporadnie na klawiszach. - Jeezuu! Ona chyba nie rozróżnia klawiszy białych od czarnych... - pomyślał przez moment Jan, trzęsąc nadal nerwowo X swoją lekko siwiejącą i łysiejącą czupryną. Ale to nie był koniec. Teraz uszy domowników przeszył ostry gwizd fletu, wycie Aresa i rozpaczliwy wrzask papugi. Utwór kończyła pani Krysia perkusją tłukących się talerzy, które wyśliznęły się z jej zmartwiałych dłoni, a na finał zadzwonił dzwonek do drzwi. - Kochani, miałam właśnie poprosić o bigosik dla mojego tatusia - powiedziała wchodząc pani Katarzyna - ale u was jest taki hałas, że ja już sobie lepiej pójdę... - Droga pani Kasiu! Niech pani czeka, ja też wychodzę! - rozpaczliwie wrzasnął nagle apatyczny dotychczas pan Jan i rzucił się w kierunku drzwi... *** Wieczór zapadł szybko. Alicja poszła do domu, dzieci umyły się i w łóżkach oglądały bajkę na wideo. Olescy siedzieli w kuchni i rozkoszowali się ciszą. Pan Jan patrzył co chwila na leżący na stole flet i zaraz spoglądał w kierunku drzwi do kotłowni. - Janie, nie rób tego - uspokajała go zmęczona Krystyna - wytrzymamy...
EGO (OGP 63 / marzec 2004)
Co było wcześniej?
Gdybym to ja był szefem PKP, to pierwsza rzecz, jaką bym zrobił, to oddał na złom całą masę niepotrzebnych torów. Dziwne, że tym co kradną szyny, ten interes się opłaca, a wielkiej instytucji nie. Gwarantuję, że w ten sposób można by spłacić połowę długów. W Oleśnie na bocznicach nie stoją już żadne wagony, a torów cała masa - perorował zachwycony swoim pomysłem pan Henio
Czytaj >>>> TUTAJ
W pokoju obok Piotruś wylewał łzy walcząc z linijkami w zeszycie i niemożliwie skrobiącym piórem. Wszystkie graficzne potknięcia wyłapywane były przez niemiłosiernie skrupulatnego ojca. Według niego, za niezbyt wydęte brzuszki w "B", krzywe nóżki w "A" i zwichrowaną pałeczkę w "t" malec miał już do końca życia szlaban na lody, zabawę z kolegami ograniczony dostęp do komputera tylko do trzech kwadransów dziennie.
Czytaj >>>> TUTAJ
- Achtung!!! Flugtiger!!! Weck!!! Arrres, Arres rratuj!!! - darło się ptaszysko.
Kot ponownie spadł, wdrapał się na szafkę i oceniał sytuację. W kuchni pojawił się szczekający przeciwnik. Zeskok na ziemię mógł być niebezpieczny. Trzeba było wyeliminować psa.
Czytaj >>>> TUTAJ
Mały dotychczas Piotruś przekroczył magiczną barierę w kierunku bycia dorosłym. To znaczy poszedł do pierwszej klasy. Fakt ten poprzedziły olbrzymie przedsięwzięcia logistyczne czynione przez rodzinę.
Czytaj >>>> TUTAJ
Żyłka nienaturalnie poderwała się do góry i jakaś
niewidzialna siła zaczęła miotać nim nawszystkie strony. - Latająca ryba! - wrzasnęły maluchy. - Upiór!!! - wrzasnęły dziewczęce podlotki
Czytaj >>>> TUTAJ
Roztropni i zapobiegliwi właściciele domków mścili się bezwzględnie na swoich trawnikach i żywopłotach, doprowadzając je do kształtów tak fantastycznych i udziwnionych, że nie jednemu by oko zbielało z zachwytu. Nikt broń boże nie sięgał po butelkę z piwem lub co gorsza czegoś mocniejszego, bo niechby ręka zadrżała ... !
Czytaj >>>> TUTAJ
Z kamiennego snu zbudził go niesamowity hałas. Okazało się, że to gołąb, który właśnie założył sobie gniazdo w sąsiedztwie, spacerował sobie bezczelnie po parapecie tupiąc tak głośno, że panu Oleskiemu pękały bębenki w uszach... Czytaj >>>> TUTAJ
... Słyszałam, że to ty chcesz się odróżnić i zmieniasz nazwisko.- Tak, tak - potwierdziła uszczypliwie Karina. Teraz Achim będzie nosił dwuczłonowe, arystokratyczne nazwisko: Rosenberg-Oberschlesien... Czytaj >>>> TUTAJ
GÓRA
|